– Nie widzę groźby, aby konflikt w najbliższym czasie przeniósł się na teren naszego kraju. Czasami jednak dynamika konfliktu jest taka, że może się on wymknąć spod kontroli – mówi prof. Paweł Soroka, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego. Jak podkreśla, mimo to Polska powinna brać pod uwagę scenariusz potencjalnego konfliktu z Rosją. Dlatego też polski przemysł obronny i jego zaplecze badawczo-rozwojowe wymagają szybkiego wzmocnienia i dodatkowych inwestycji. Przyspieszenia potrzebuje zwłaszcza program Narew i polska Marynarka Wojenna, która od lat znajduje się w opłakanym stanie.
– To, co się dzieje na Wschodzie, jest dla Polski zagrożeniem, ale na razie niebezpośrednim. Nie widzę takiej groźby, aby ten konflikt w najbliższym czasie przeniósł się na teren naszego kraju, choćby dlatego że jesteśmy członkami NATO i Rosja na pewno bierze to pod uwagę. Z drugiej strony musimy pamiętać, że wojny eskalują. Czasami dynamika konfliktu jest taka, że może się on wymknąć spod kontroli. Dlatego też powinniśmy się przygotowywać na wypadek, gdyby ten najbardziej pesymistyczny scenariusz się ziścił – mówi agencji Newseria Biznes prof. Paweł Soroka, ekspert Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Wojna w Ukrainie trwa już dwa tygodnie, od 24 lutego, kiedy rosyjskie wojska rozpoczęły zmasowaną inwazję na terytorium sąsiada, wywołując w Europie największy konflikt od czasów II wojny światowej. Intensywne walki toczą się na terytorium całego kraju, prowadzony jest też ostrzał wielu ukraińskich miast. Znacznie mniejsza armia ukraińska stara się jednak odpierać te ataki. Sztab generalny Sił Zbrojnych Ukrainy poinformował, że od początku wojny Rosja straciła już 12 tys. swoich żołnierzy, ponad tysiąc wozów opancerzonych, 317 czołgów, 49 samolotów i 81 śmigłowców.
Większość ekspertów i analityków ocenia, że mimo kolejnych gróźb i prowokacji Moskwy, jak np. naruszanie przestrzeni powietrznej państw nadbałtyckich, kremlowski reżim nie zdecyduje się na rozszerzenie konfliktu na inne kraje, w tym Polskę. Zwłaszcza w kontekście dotkliwych strat, jakie Rosja już ponosi na wojnie z Ukrainą. Nie oznacza to jednak, że kraje Zachodu nie powinny być na taki scenariusz przygotowane. Jak podkreśla ekspert, za około tydzień, dwa tygodnie prawdopodobnie nastąpi druga fazy wojny w Ukrainie.
– Nasi wojskowi ze Sztabem Generalnym na czele z pewnością śledzą sytuację bardzo uważnie, być może zostały już podjęte jakieś wstępne decyzje do przygotowania ewentualnej mobilizacji, ale szczegóły są kwestią tajemnicy wojskowej – mówi prof. Paweł Soroka. – Natomiast długofalowo ta sytuacja wymaga przyspieszonych działań związanych z modernizacją techniczną naszych sił zbrojnych. A to z kolei wymaga pieniędzy. Dobrze się składa, że podjęto akurat prace nad nową ustawą o obronności.
Rządowy projekt ustawy o obronie Ojczyzny trafił już do pierwszego czytania w Sejmie w ubiegły czwartek, 3 marca br., a w tym tygodniu trwają prace w podkomisjach. Przepisy zakładają m.in. zwiększenie wydatków obronnych do 3 proc. PKB w 2023 roku, zwiększenie liczebności Wojska Polskiego i odtworzenie systemu rezerw. Jej głównym celem jest wzmocnienie polskiej armii zarówno pod względem organizacyjnym, jak i w zakresie pozyskiwania nowoczesnych systemów uzbrojenia.
– To bardzo ważna i skomplikowana ustawa. Wynika z niej, że będą zwiększone nakłady na obronność i będą podejmowane różne działania, które powinny unowocześnić naszą armię, umocnić nasz system obronny. To oczywiście będzie wymagało czasu. Chodzi jednak o to, żeby połączyć te bieżące, krótkofalowe reakcje na aktualną sytuację z długofalowymi, strategicznymi działaniami, bo nawet gdyby ten konflikt się teraz zakończył albo doszłoby do rozejmu, to nie można wykluczyć, że w przyszłości może zostać wznowiony, być może także na innych kierunkach – przestrzega koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Organizacja ta wskazuje, że dla Polski – państwa znajdującego się na wschodniej flance NATO – fundamentem bezpieczeństwa jest również posiadanie własnego, niezależnego zaplecza produkującego i remontującego uzbrojenie oraz prowadzącego prace badawczo-rozwojowe. W przypadku ataku, jaki został przeprowadzony na Ukrainę, takie zaplecze pozwoliłoby na samodzielne odparcie lub powstrzymanie agresora w pierwszej fazie konfliktu. Stąd też polski przemysł obronny i jego zaplecze B+R wymagają szybkiego wzmocnienia i dodatkowych inwestycji.
– Priorytety dla naszych sił zbrojnych muszą być nieco inne niż te, które były zakładane w dotychczasowym programie modernizacji. Powinny wynikać z przebiegu starć militarnych i walk na terenie Ukrainy. Chociażby w kwestii umocnienia systemu obrony powietrznej jest bardzo dużo do zrobienia, ponieważ nasz system jest już przestarzały i część środków poradzieckich była wycofana. Należy też umacniać obronę przeciwpancerną, zwłaszcza w środki rakietowe, i obronę terytorialną, bo działania na wschodzie Ukrainy wykazały, że tego typu formacje są potrzebne. Wreszcie trzeba by też zwrócić uwagę na potrzebę odbudowy obrony cywilnej, bo ona istnieje na papierze. Jest zadeklarowana, ale właściwie jej nie ma – wylicza prof. Paweł Soroka.
Jak wskazuje, w ciągu ostatnich kilku lat zapadły już decyzje m.in. o zakupie samolotów F-35, rakiet o zasięgu 300 km ziemia–ziemia HIMARS, systemu przeciwlotniczego i antyrakietowego Patriot. Ruszył też program Homar dotyczący obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu. Realizacja wszystkich tych programów modernizacyjnych potrwa jednak kolejne lata.
– Nawet jeśli czołgi Abrams przyjadą do Polski za pół roku, to pozostaje jeszcze kwestia ich wdrożenia, stworzenia logistyki, systemu eksploatacji, w międzyczasie będą szkolone załogi. Jeszcze bardziej skomplikowaną kwestią będzie przeszkolenie pilotów i stworzenie infrastruktury towarzyszącej samolotom F-35, które są maszynami najnowszej generacji i bardzo wymagającymi w obsłudze. Z kolei system Patriot jest pozyskiwany w ramach programu Wisła i nasi przeciwlotnicy już szkolą się w Stanach Zjednoczonych, a pierwsze dwie baterie zapewne niedługo przyjadą do Polski – mówi koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Na wczesnym etapie jest za to program Narew, zakładający pozyskanie zestawów rakietowych obrony powietrznej krótkiego zasięgu, bo decyzje o jego uruchomieniu zapadły w drugiej połowie ubiegłego roku.
– Nie został jeszcze wybrany partner, który ma dostarczyć rakiety, bo wiele elementów tego systemu nasz przemysł obronny jest w stanie wyprodukować, stworzyć, ale rakiety musimy kupić sobie za granicą. Moim zdaniem szczególnie program Narew należy przyspieszyć – ocenia ekspert.
Jego zdaniem w bardzo złej sytuacji jest polska Marynarka Wojenna. Należąca do niej flota podwodna właściwie przestała istnieć. Został jeden okręt Orzeł, radzieckiej produkcji, nabyty w latach 80. XX wieku, który często ulega awariom.
– Polskie Lobby Przemysłowe od pewnego czasu postuluje tzw. rozwiązanie pomostowe, żeby nabyć dwa–trzy używane okręty podwodne z krajów zachodnich albo np. z Korei Południowej, żeby przede wszystkim uratować kadrę tych okrętów. Wycofanie okrętów z użytkowania może bowiem oznaczać, że niebawem będziemy pozbawieni wyszkolonej kadry, która w tym rodzaju uzbrojenia jest bardzo ważna. Następna kwestia to nowe okręty nawodne, dlatego że większość z posiadanych ma około 40 lat. Dlatego pozytywnie przyjęliśmy decyzję o rozpoczęciu realizacji programu Miecznik, który dotyczy budowy trzech fregat wielozadaniowych. Co więcej, już został wybrany partner brytyjski – mówi prof. Paweł Soroka.
Jak podkreśla, to będą nowoczesne okręty wyposażone zarówno w środki rażenia woda–woda czy podwodne, ale też systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej krótkiego i być może nawet średniego zasięgu.
– Czyli może nastąpić przedłużenie programu Narew i Wisła na akwen Bałtyku. Czyli gdybyśmy byli zaatakowani z powietrza od strony Bałtyku, to wtedy te okręty będą na pierwszej linii, żeby takie zagrożenia zwalczać – mówi ekspert.
Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/p-soroka-polska-musi,p1254882091